Witajcie Hot diverzy , wysyłam Wami kilka zdjęć z wyprawy. Niektóre
fotki przedstawiają też nurkowania w Pacyfiku w okolicach Antofagasty i
zdjęcia z dna najwyżej położonego jeziora na świecie, które znajduje się
w kraterze wulkanu Licancabur.
Zaczęło się od klasycznych problemów z bagażami. Zaraz po wylądowaniu okazało się, że nie ma mojego plecaka w którym miałem sprzęt alpinistyczny i nurkowy. Swissair zafundował nam przymusowy postój w stolicy Chile. Nie żałowaliśmy jednak tego. Santiago to fascynujące miasto, w którym przeplatają się kultury starego i nowego świata.
Po 3 dniach od wylądowania docieramy do Antofagasty, portowego miasta, w którym byliśmy umówieni z miejscowym instruktorem nurkowania na napełnienie butli i nura w Pacyfiku w kolonii uchatek.
Uchatki zrobiły na nas olbrzymie wrażenie, pomimo chłodnej i mało przezroczystej wody,
zabawą nie było końca. Pozowały do zdjęć jak profesjonalne modelki. Bawiły się rzucanymi przez nas muszelkami i kawałkami brunatnic, próbując kilka razy zabrać nam kamerę. Po kilku dniach w Antofagaście, spowodowanych problemami z napełnieniem moich butli ( Chilijczycy nie chcieli napełnić tlenem butli kompozytowych, obawiając się eksplozji ;), wyruszyliśmy na Atakamę - najsuchszą pustynię na świecie w sercu której miałem zamiar…zanurkować. Po przybyciu do San Pedro de Atakama zdecydowaliśmy się na kilkudniową aklimatyzacji na wulkanach Toco 5600m.n.p.m oraz Juriques 5704 m.n.p.m.
18 lutego wyjechaliśmy do Boliwii, czekając w schronisku na odpowiednią pogodę. 20-go lutego godzinie 3 w nocy w towarzystwie naszego przewodnika Felipe Madariagi,3 Chilijczyków i francuskiego alpinisty Filipa ruszamy w górę. Na plecach mamy ładunek, który wgniata w podłoże. We dwójkę z Łukaszem niesiemy praktycznie zdublowany komplet sprzętu do nurkowania, ponad 25kg na głowę. Mamy szczęście, zapowiadana pogoda ma być idealna a przez ostatnie dni nad Licancaburem przechodziły bardzo mocne burze. Ze względu na fantastyczną pogodę tego dnia decydujemy się w ciągu doby przeprowadzić cała akcję górska wraz z nurkowaniem. Zostawiamy w bazie sprzęt biwakowy i część alpinistycznego.
Pomimo mrozu ok. -3 stopnie, od wschodu słońca idę w samej koszulce żując kokę. Koka wzmaga koncentrację i nie trzeba ciągle pić. Brak długiego rękawa okazał się być bardzo zgubny, na 2 dzień miałem pęcherze oparzeniowe na całych rękach.
Od samego początku byliśmy bardzo zmotywowani i pomimo olbrzymiego ciężaru, odpoczywaliśmy mniej więcej raz na 2 godziny. Około godziny 14.30 docieramy na szczyt. 2 Chilijczyków i ich przewodnik Ivan zrezygnowali jakieś 300 metrów przed szczytem. W międzyczasie dogania nas Marcus z Niemiec, który wraz z Felipe wchodzi z nami do wnętrza krateru. Jeziorko pomimo niewielkich rozmiarów 70 na 90 metrów, robi
niesamowite wrażenie. Jeden rzut oka na niesamowity krajobraz i pędzimy w dół krateru ślizgając się na butach po 20 minutach docieramy do upragnionego celu. Łukasz pomaga mi złożyć sprzęt i asekuruje mnie na lince. Nie wiemy jaka będzie reakcja mojego organizmu na to nurkowanie.
Zanurzam się lecz po kilku minutach muszę wypłynąć, mam uszkodzony automat.
Wracam do wody po kilku minutach, przez następne 40 minut opływam kilka razy cały zbiornik. Struktura dna jest niesamowita, żółte jak złoto podłoże nie jest piaszczyste, przypomina jakiś granulat lub kaszę mannę, przesiewam ją rękoma, pod warstwą ok. 10
centymetrów kolor żółty przechodzi w ciemnozielony, brunatny i czarny, warstwa mułu wynosi ok. metra, wsuwam cała rękę w podłoże. Całe dno usiane jest kawałkami skal, które odrywały się od milionów lat odrywały się od komina krateru i z impetem spadały do jeziora.
Jednak nie samo podłoże jest najciekawsze. Woda ma przezroczystość ok. 10 metrów jak górska rzeka, gdzie okiem sięgnąć, wszędzie poruszają się maleńkie ok. 3-5 milimetrowe robaczki, których liczba jest oszałamiająca. Nurkując zastanawiałem się w jaki sposób w tak w tak niegościnnym środowisku o takiej radiacji i amplitudzie dobowej sięgającej ponad 50 stopni zdołały nie tylko przeżyć ale skolonizować cały zbiornik?
Wulkan i jezioro w kraterze Licancabura często porównywane jest do Marsa. NASA od 2002 przeprowadzała na zboczu wulkany i w samym jeziorze badania, chemiczno-fizyczne. Na dnie znalazłem pozostałości po tych badaniach, splątane liny i stalowe elementy, znalazłem też niebieską maskę. Zebrałem próbki wody i osadów z rożnych głębokości , niestety na granicy
Chilijsko-boliwijskiej zabrano je nam. Nie można wywozić do Chile, żadnych rzeczy pochodzenia organicznego, które nie są oryginalnie hermetyczne zamknięte, podobnie jak w Australii. Po ponad godzinnym nurkowaniu musiałem błyskawicznie ewakuować się do bazy. Robiło się już późno i z każdą chwilą coraz zimniej. Ok. 22 jako ostatni docieram do
samochodu słaniając się na nogach. To była mordercza walka, ale warto było :)
z nurkowymi pozdrowieniami
Kamil Iankiewicz